niedziela, 1 kwietnia 2012

DRUGI WEEKEND WIOSNY

SOBOTA

Po pierwszej tegorocznej wycieczce miałem pewien niedosyt. Zdawałoby się, wszystko na swoim miejscu. Lasy, dorzecze Odry, trochę szuterków, jeden mandat... pozwalałyby zeszłoweekendowy wypad zaliczyć do udanych. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie pewien znaczący deficyt. Gdyby nie niedosyt wzniesień większych niż 15m względnej wysokości wydm, w środku lasu. Gdyby nie brak gór.

Na całe moje szczęście kolejny marcowy weekend zapowiadał się równie ciekawie. Poszły w ruch Google Maps i mapy papierowe (garmin ciągle jeszcze na liście życzeń :P). Zaplanowałem więc wypad w Sudety, dokładniej mówiąc w Góry Sowie, część Gór Kamiennych potem we wschodnią część Karkonoszy by po czeskiej stronie wrócić przez Teplickie skały do Polski.


Pokaż Weekend Marzec 24-25 na większej mapie


A więc w drogę...

Tradycyjnie dla wypadów na południe od Wrocławia wyjazd odbywam krajową "ósemką" grzejąc na Kudowę Zdrój. Nudy. W Łagiewnikach daję dyla w prawo na Dzierżoniów, potem Bielawa i zaczyna się robić ciekawie. Droga jest remontowana, będzie szersza, wycinane są straszne ilości drzew, i nawet jakiś miejscowy, starą ukrainą próbuje transportować "pożyczonego" dwumetrowego pnia na bagażniku:). Wyglądało to komicznie.

Cisnę sobie wg dróg na google w kierunku masywu Kalenicy, odbijam od drogi 384 w prawo, ulicą nowobielawską, jednak kończę na pętli autobusowej, kilku szlabanach, zakazie ruchu i kilku zaciekawionych turystach. Okoliczni gapie nie daliby się nabrać, że jadę rowerem więc zawracam.


Wpinam się z powrotem do magistrali 384 i pruję na Nową Rudę. Przede mną piękne zakrętasy. Dużo piachu po zimie więc trzeba uważać niemniej, jednak frajda po zimowej przerwie jest potężna... i puchnie z każdym winklem :D.


Nie byłbym sobą, gdybym nie znalazł bocznej drogi nie opatrzonej szlabanem. Ba! znaleźć to mało, trzeba pojechać :D




Powrót do asfaltu i wspinaczka na Przełęcz Woliborksą. Wszędzie zakazy, szlabany i nawet informacja o monitoringu... ciekawe ile w tym prawdy ?



Następnie zjazd do miejscowości Przygórze i kierunek w prawo, cel - Jugów. Dalej już tylko Sokolec, Rzeczka, Walim i przez Glinno do Michałkowej. Tam czeka na mnie ciepła kołdra i zimne piwo. Ciąg dalszy jutro.






NIEDZIELA

Wreszcie się wyspałem. Mimo niekorzystnej zmiany czasu, po niespełna 9 godzinach snu wstaję rześki jak młody bóg. W ciągu tygodnia rzadko kładę się spać przed 2 w nocy w związku z czym zjawisko zdrowego snu jest mi obce. Tym bardziej w mieście. W wypadku minionej nocy nawinięte kilometry, górskie powietrze i gwieździsta noc zrobiły swoje. Wreszcie się wyspałem :D

Nieśpiesznie połykam jajówę z jaj od kur dziobiących i zapijam kawą. Mapa w dłoń... a raczej na glebę i modzimy kolejne kilometry na dzień dzisiejszy. Pogoda jak na tę część roku jest obłędna. Niedawno zakupiony termometr do motocykla pokazuje radosne 15 stopni, niebo bezchmurne a słońce spowija zmarznięte jeszcze trawy łąk chłodnym, wczesnowiosennym, ostrym światłem. Jest pięknie. 

Wyjeżdżam od siebie w kierunku Glinna. Z przełęczy na końcu wsi Michałkowa warto skrócić sobie drogę mało wymagającą aczkolwiek urokliwą szutrówką.



Glinno wita mnie wąską i krętą ścieżką asfaltową, bardzo dobrej jakości. Pnę się ku górze aż do przełęczy Walimskiej, skąd rzesze turystów rusza na piesze wędrówki po masywie Wielkiej i Małej Sowy. Na przełęczy skręcam w prawo w polną drogę z niebieskim szlakiem. Tutaj rozpościera się jedna z piękniejszych, moim zdaniem, panoram w Górach Sowich. Miejsce to robi się co raz bardziej popularne i widać co raz więcej "miejscówek" z paleniskami, wygniecioną trawą itp. Wszystko było by fajnie gdyby nie masa śmieci i butelek, których tępy i niedorozwinięty motłoch nie potrafi zabrać z powrotem ze sobą. Nie mogę tego zrozumieć.


Widok na Śnieżkę :)



Nasiąknięty tym widokiem, ze wzrokiem uczepionym horyzontu zjeżdżam do drogi prowadzącej z Przełęczy Walimskiej do Walimia. Dalej w kierunku Rzeczki, następnie wąziutką dróżką w prawo do Sierpnicy i znajduje się już w Głuszycy. Po drodze minąłem tajemnicze podziemne miasto Osówka i bardzo ciekawy kościółek drewniany z murowaną wieżą. W Głuszycy kieruje się na Rybnicę Leśną, w związku z czym, jadąc w dół miejscowości skręcam w lewo, tuż przed jedyną w tej miejscowości stacją benzynową. Tym sposobem ruszam w bardzo malowniczą Dolinę Rybnej. 




Po drodze można zjeść podobno bardzo dobrego pstrąga, a dla piechurów startuje tu czerwony szlak prowadzący do ruin Zamku Rogowiec. Bardzo zacny widok jest u szczytu ale tym razem mnie tam zabrakło. Trzeba około godzinki z hakiem dobrego marszu żeby wdrapać się na resztki budowli na samym czubku stromej góry.
Mniej więcej na środku szczyt Rogowiec

Następnym celem była Rybnica Leśna i schronisko Andrzejówka na końcu miejscowości. Stąd rusza kilka przyjemnych szlaków trekingowych po wzniesieniach i dolinkach Gór Suchych. Po drodze mijam dość liczną ekipę, która chwyta silne porywy wiatru w skrzydła swoich paralotni. Nie da się tez obojętnie przejechać obok olbrzymiej kopalni melafiru. Skala eksploatacji istniejącej góry robi wrażenie.








W Andrzejówce można bardzo dobrze pojeść i jeszcze lepiej po pić, a zwłaszcza czeskiego, dobrego piwka :).

W Rybnicy Leśnej, tuż przed kamieniołomem podkusiła mnie pewna droga polna. Zawsze chciałem przedostać się z Rybnicy do Unisławia Śląskiego unikając asfaltu. Po pewnym czasie zorientowałem się, że jadę po czyimś polu. Droga wysypana tłuczniem prowadziła w las ale była pewna odnoga, idąca dalej na zachód. Niewiele myśląc pognałem w tamtym kierunku. Po drodze była łacha śniegu, która trzeba było ominąć strumieniem płynącym po polu. Oczywiście w tym strumieniu zaliczyłem małą glebę. Ostatecznie dotarłem do ogrodzenia z pastuchem ale na moje szczęście był on rozpinany. Przejechałem sobie z pełną kulturką, zamknąłem za sobą i mam nadzieje nie narobiłem sobie wrogów. Zwłaszcza, ze pastwisko było puste.

Różnica w oczekiwaniach polegała jedynie na tym, że nie dojechałem do Unisławia a do bardzo malowniczej drogi prowadzącej z Unisławia Śląskiego do Sokołowska. Przede mną równie malownicza co ciekawa góra Stożek.


I kilka okolicznych widoczków. Droga zaznaczona jest na mapie zielonym szlakiem i wygląda na codziennie używaną przez mieszkańców. Nawierzchnia oczywiście z miejscowego, czerwonego melafiru.



Dojechałem do Sokołowska, które niegdyś było tętniącą życiem miejscowością uzdrowiskową. Teraz nie ma tu wielu ludzi, niemniej jednak mieścinka ma swój klimat. Zjeżdżam asfaltem do Unisławia Śląskiego i dalej kieruje się na Mieroszów. Po drodze nie mogę sobie odmówić małego mycia w przydrożnej Ścinawce :). Niestety droga dalej donikąd nie prowadzi.


W Mieroszowie zatrzymuje się na chwilkę. Drobne zakupy w Żabce i rzut oka na kameralny, trochę zaniedbany ryneczek.



Zmierzam dalej w stronę Chełmska Śląskiego. Zaraz za miejscowością Różana mijam Czartowskie Skały i wdrapuje się urokliwą drogą na Przełęcz Strażnicze Naroże. Tuż za nią z drogi rozpościera się piękny widok na Góry Krucze i dalej na Karkonosze.




Odwróciłem się za siebie i nie mogłem się oprzeć. Drogą w lewo też dojedziemy do Chełmska, tyle, że bez asfaltu. Dalej wygląda to tak :) 



Z Chełmska Śląskiego wyjeżdżam w kierunku Lubawki. Na miejscu zahaczam o malowniczy ryneczek z ciekawymi podcieniami. Niektóre lokale mają nawet zachowane charakterystyczne, zabytkowe witryny.



Wyjazd z Lubawki w kierunku Przełęczy Okraj.
Dojeżdżając do przełęczy zdałem sobie sprawę, że tutaj zima jeszcze się nie skończyła. Okoliczne szczyty ośnieżone, przy drogach olbrzymie zaspy, temperatura około 5 stopni a ludzie zasuwają z biegóweczkami na  szlaki.





Dalej kieruje się na Trutnov gdzie odbiję na Horni Adrspach. W miejscowości Chvalec odbijam w lewo od drogi nr 301 i cisnę bardzo malowniczą i wąską ścieżką do miejscowości Hodkovice.

Chvalec-Hodkovice
Chvalec-Hodkovice
Objeżdżam cały masyw Adrspasko-Teplickich skał od zachodu i południa i niechcący dostaje się do miejscowości Skalka. Jest to bardzo malownicza wioseczka, położona w dość ciasnej dolince i praktycznie 100% domostw to chałupy z bali pomalowane w czarno-białe paski. Niestety nie mam zdjęć gdyż droga miała się skończyć a ja zamierzałem przejechać przez miejscowość w drugą stronę i wtedy też robić zdjęcia. Na całe szczęście droga zmieniła tylko "klasę" :). Ostatecznie kilkoma szutrówkami i kawałkiem pola dojechałem do miejscowości Dolni Teplice.




Pod koniec dnia dojechałem do skalnego miasta Ostas. Przy wejściu na szlaki prowadzące wgłąb skalnych  różności znajduje się Camping z bardzo przyjemną restauracyjką. Pozwoliłem sobie nasilić się przy pomocy "tradycyjnego" smażonego sera z frytkami i sosem tatarskim - mniam:). Dobra informacja to taka, że gospodarz przyjmuje zapłatę w złotówkach. Zdjęcia i dodatkowe informacje można znaleźć tutaj http://www.ostas.adrspach.cz/cs/restaurace.html.

Po krótkim odpoczynku, z zachodem słońca w lusterkach wstecznych, mozolnie i leniwie ruszyłem w kierunku Wałbrzycha i dalej do domu. 

PODSUMOWANIE
Cała wycieczka to około 400km. Spalanie na trasie wyszło na poziomie 4,9 litra co mnie po raz kolejny pozytywnie zaskoczyło. Termometr zewnętrzny VM3 spisuje się doskonale i jest to bardzo przydatny gadżet. Bardzo mało poręczny gadżet to mapa papierowa... przydałby się garmin :/. Olbrzymią radość sprawiły mi wreszcie poprawnie podłączone grzane manetki - w Karkonoszach jeździłem w przedziale 5 do 10 stopni.





















1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Weź Pan w końcu umieść jakiś nowy wpis, bo ile można czekać...;)